Tak Moi Drodzy, miałem okazję pojawić się na Krakonie. Zastanawiałem się jak zacząć wpis tak, żeby nie był jednym wielkim hejtem na ten konwent, ale nie wymyśliłem nic twórczego poza tajemniczymi trzema kropeczkami na końcu tytułu i już teraz wiem, że inaczej się nie da. Na Krakon wybierałem się ze świadomością, że konwent reklamowany hasłem "Festiwal Kultur Alternatywnych", będzie mniej erpegowy niż konwenty na których bywałem do tej pory, ale liczyłem, że z mangowcami da radę się dogadać i przez te 4 dni będzie można się świetnie bawić. Nie myliłem się co do części dogadania się z mangowcami :D OczekiwaniaWiedziałem, że na Krakonie nie będzie wielu znajomych, więc o socjal trzeba będzie zatroszczyć się nawiązując nowe znajomości, a że w programie nie było dużej liczby interesujących mnie punktów nastawiłem się, że poznam nowych ludzi w trakcie sesji lub podczas noclegu w szkole. Z tą myślą wyruszyłem w podróż. InformacjaZarówno przed, jak i w trakcie konwentu, informacja była na wagę złota. Głównie ze względu na problem z jej dostępnością. Strona internetowa w wielu miejscach odsyłała na Facebooka i zabrakło na niej wydzielonych zakładek z podstawowymi informacjami jak miejsce i czas rozpoczęcia się konwentu, adresy szkół noclegowych, czy też sam program. Program oczywiście na stronie był, ale nie w zakładce INFO>Program, która po kliknięciu informowała o tym, że nie istnieje, a w zakładce PROGRAM, którą poza najechaniem i rozwinięciem poszczególnych bloków trzeba było kliknąć. Nie tylko ja na to nie wpadłem, więc mogę to śmiało napisać, nie bojąc się o etykietkę bezmózga. Jak wyglądała informacja na konwencie? O tak: dezinformacja. W tabeli programowej pojawiały się krzaczki typu 2 takie same prelekcje w tym samym czasie, prowadzone przez tego samego autora w dwóch różnych miejscach. To jeszcze nic. Każdego dnia sale poszczególnych bloków zmieniały się, tak więc po znalezieniu interesującego nas punktu programu, trzeba było znaleźć blok, przewrócić kilka stron sprawdzić w tabeli w jakiej sali odbywają się prelki danego bloku (trafić czasem dobrą salę, bo były np. dwa bloki Fantastyka i Literacki niedające się rozróżnić, albo np. 3 literackie mimo, że w programie danego dnia są dwa), a potem sprawdzić ściany, czy nie wisi kartka, że danego dnia bloki odbywają się jednak w innych miejscach. Znalezienie dobrej sali to połowa sukcesu, bo punkty programu często się po prostu nie odbywały i nie było nawet wiadomo czemu. Ot taka gra miejska w poszukiwanie punktu programu na terenie konwentu. DojazdDojazd na konwent nie sprawiał trudności, a wytrwali mogli nawet na piechotę dojść z Dworca Głównego do terenu AGH (ja dałem radę, więc inni tym bardziej mogli ;)). Mimo wszystko zabrakło oddzielnej zakładki na stronie internetowej tak jak ma to miejsce w przypadku innych konwentów. MiejsceWydział Odlewnictwa AGH. Pierwszy zgrzyt pojawia się na parterze, gdzie nie ma w ogóle jak przejść przez korytarz, w którym po obu stronach są ustawione stanowiska akredytacji. Luźniej się robi dopiero przy stoiskach wystawców, ale i tak z braku przejścia zmienia się to w przejście dla jednej osoby, więc dobrze i tak nie jest. Czemu 3/4, albo 7/8 wystawców musiała być na parterze? Tyle pięter do dyspozycji, a wszyscy gniotą się na parterze i pierwszym piętrze. 8 pięter z czego 7 używanych na potrzeby konwentu. Sporo, ale jest mały haczyk. Z większości pięter były dostępne po 2 sale, a funkcjonowała tylko 1 winda. Pójść na prelekcję z 1 piętra na 7(i zdążyć)? Koszmar. Klub Studio. Fajnie, że było dodatkowe miejsce na GamesRoom i Konsole. Naaaaaaaaaaah. Klub Studio to jedna z największych porażek tego konwentu, a zaraz Wam powiem czemu. Otóż ochrona klubu przy wejściu przeszukiwała plecaki w poszukiwaniu własnych produktów spożywczych i ostrych przedmiotów. Na konwencie! Dodam, że do ostrych przedmiotów zaliczali topory z pianki i inne cosplayowe rekwizyty. Come on! Wyszło tak, że klub, którego teren miał być przedłużeniem konwentu był hmm... klubem? Gdy zobaczyłem kolekcję butelek z napojami stojącą przed wejściem to chciało mi się śmiać, ale potem sobie uświadomiłem, że nie ma z czego. Szczególnie, gdy okazało się, że blok RPG w piątek odbywał się w całości w klubie studio. Przy takim upale ciężko nie mieć przy sobie jakiegokolwiek napoju, a żeby wejść do klubu trzeba było się go pozbyć. Dlatego też ja po pierwszej wizycie w "GamesRoomie" (Wiem, że osoby odpowiedzialne za niego starały się żeby jakoś wyglądał po failu ze strony orgów. Jednak nie zmienia to faktu, że liczba tytułów nie powalała) zbojkotowałem Studio, a gwóźdź do jego trumny przybiło przeniesienie tam bloków RPG i szermierki przez co automatycznie stały się dla mnie niedostępne. Drodzy organizatorzy tak się nie robi. Jeżeli jest upał i wiadomo, że program odbywa się w dwóch miejscach to trzeba było jakoś dogadać się z klubem, że konwentowicze napoje wnosić mogą. Jeżeli nie dało się tego zrobić, to trzeba było nie przenosić tam bloków programowych. AtrakcjePosypany program, konkursy na których było za mało lub zbyt dużo uczestników. Sesje RPG wpisane w program, albo blok Konsolówka, w którym przez cały konwent znajdował się jeden punkt Konsolówka. Rada na przyszłość: tego nie wpisuje się wtedy w program, chyba, że się odbywają jakieś prelekcje. Inaczej można by było wpisać też GamesRoom, albo toalety, bo są. Sesje RPG. Nie ma ściany RPG, okej zerknijmy w program... nie ma nic ciekawego do końca dnia. Co robić? Iść do GamesRoomu? Przecież przyjechałem grać sesje! Uderzam do orga, który delikatnie daje mi do zrozumienia, że organizacja ściany erpegowej jest nie na rękę konwentowi, bo ludzie siedzieliby w szkole noclegowej zamiast w AGH. Gdy naciskam, słyszę, że w sumie to na korytarzach jest miejsce, jakieś ławki dałoby się załatwić, ale jest późno i AGH niedługo zamykają, więc mogę przyjść jutro. Gdy ktoś z konwentowiczów chce wyręczyć orgów z czegoś co powinni zrobić sami, a słyszy, że w sumie to ok, ale nie, ale dzięki, to gotuje się krew, a przy 40 stopniach panujących w budynku nie jest to miłe. Liczę na to, że mangowcy się bawili, bo było ich dużo i było wiele bloków zrobionych dla nich. Nawet wystawcy wiedzieli co robią rozkładając przypinki na całe stoły, a nie, jak ma to miejsce na mniej mangowych konwentach, wrzucali je do wielkich kartonów. Tutaj każdy mangowiec mógł pielęgnować swoje fetysze. Kocie uszka, przypinki i inne gadżety były wyeksponowane tak, że aż ja czułem kryjącą się głęboko w sercu tęsknotę za porankami z Sailor Moon i wieczorami z Evangelionem. Na szczęście była Kuźnia Gier i Portal, więc można było podładować baterie od erpegowo-planszówkowej aury bijącej wokół ich stanowisk. W ten sposób Taksido stawał się gentelmanem z Lyonesse, a Evangeliony zmieniały się w maszyny Molocha. Były atrakcje, o których napiszę na końcu, gdyż uważam je za jedyny + tego konwentu ;) Bądźcie cierpliwi. Kosmit bawi (się i innych)Cały konwent spędziłem z Krzysiem, który oprócz towarzystwa udostępnił mi nocleg, więc przynajmniej było z kim narzekać na imprezę i włóczyć się po rozgrzanych i zatłoczonych korytarzach. W czwartek po obejrzeniu interesujących nas prelek stwierdziliśmy, że nic ciekawego się nie dzieje i poszliśmy słuchać czwartkowej prelekcji na MasterMindzie. Serio. Było tak słabo, że lepszym rozwiązaniem było słuchanie prelki on-line. Potem graliśmy w Neuroshimę Hex ze współlokatorem Krzysia i wyczerpani upałem poszliśmy spać. Piątek zaczęliśmy od prelki, której nie było, potem siedzieliśmy tu i tam, kupiliśmy coś od Kobiety Ślimak i dalej siedzieliśmy, bo znowu prelka się nie odbyła. W sali było chłodno, więc pograliśmy w Neuro Hex na tablecie (bo GamesRoom jest be, a ja miałem przy sobie wodę i energetyka) dla zabicia czasu. Gdy stwierdziliśmy, że nie można spędzać konwentu siedząc i nic nie robiąc, Krzysiu skrzyknął znajomych i umówiliśmy się na wieczorną sesję RPG, którą miałem prowadzić ja. Sesja odbyła się u Krzysia w domu, bo to przecież najlepsze miejsce na konwencie na rozgrywanie sesji. Pomysł wymyślony na szybko po losowaniu postaci na życzenie graczy. Wieczór upłynął pod znakiem chłopskiego Warhammera i wreszcie mogłem powiedzieć, że się świetnie bawię. Potem kilka partii w Neuro i spać, bo postanowiłem, że następnego dnia wracam do domu. PodsumowaniePierwszy raz zdarzyło mi się wrócić z konwentu przed jego zakończeniem. To była trudna decyzja, ale ostatecznie stwierdziłem, że nie ma sensu się dalej męczyć w tym upale i na siłę szukać jakichś pozytywów. Z okazji Krakonu wprowadzam nowe oznaczenie dla konwentów, które mi się naprawdę nie spodobały. Zamiast Paczajek będą Złe Oczy. Także moim kosmitowym złym okiem oceniam Krakon: Aha i ta atrakcja będąca plusem konwentu... Właściwie atrakcje! Mi też udało się załapać na kilka fotek z dziewczynami, ale oszczędzę Wam swojej kosmitowej gęby :D
Dzięki dziewczyny za to, że po pierwsze chciało Wam się szykować takie fajne stroje, a po drugie, że z chęcią dawałyście się fotografować. :)
7 Comments
Piastun
28/7/2013 02:39:28
Przykro czytać takie komentarz. Z tego co się orientuję, nie miałeś blisko do Krakowa, więc współczuję podwójnie.
Reply
Oglaf
28/7/2013 03:45:29
Ja tam miałem jechać ale jak usłyszałem, że Kosmit rezygnuje to się zastanowiłem zrezygnowałem. W takich momentach ciesze się , że nie dostałem wolnego.
Reply
Oglaf
28/7/2013 04:09:58
Na marginesie dwa lata temu kiedy organizowany był konkurs GRAMY to się naprawdę wygrałem i to nietylko biorąc udział w konkursie.
Reply
Sear
12/8/2013 04:26:08
Kosmit mangowcy też uważają Krakon za dno :)
Reply
KKoszmar
30/10/2013 07:49:47
Z drugiej strony było około 100 helperów, a żaden z nich nie wiedział co robić. Każdy odbębniał co musiał i szedł do szkoły konwentowej
Reply
Leave a Reply. |
Hej! Jestem Kosmit i witam Cię na moim blogu poświęconym konwentom, planszówkom i grom fabularnym, a w szczególności systemowi Earthdawn.
Wpadnij do PrzyczółkaNapisz do mnie:Polub na FB:Zobacz:Kategorie:
All
Archiwum
May 2018
Kosmitpaczy by Michał Kosmit Kosmala is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License. |