It's been a while... Minęło trochę czasu odkąd pisałem inny tekst niż relację z konwentu. Dzisiaj mam chwilkę przed kolejną sesją, więc naskrobię kilka słów o tym jak to MareKs dał się namówić na prowadzenie Warhammera. Jeżeli czytacie mojego bloga od początku, to być może pamiętacie, że w Warhammera pierwszą sesję zagrałem rok temu. Kilka lat styczności z RPG i tak długo musiałem czekać na sesję młotka (którą notabene prowadziła Poziomka, moja późniejsza Mistrzyni Gry właśnie w WH). System przez swoją prostotę od razu przypadł mi do gustu. Grałem sobie i grałem, aż na Falkonie kupiłem sobie Jesienną Gawędę. Wiem, że trzewiczkowy almanach ma swoich zwolenników i przeciwników, ale mimo rozbieżnych opinii postanowiłem się na niego skusić. Jakby nie patrzeć to te artykuły miały wpływ na to jak na Wisłą gra się w młotka. Książka mnie wciągnęła, a styl znany już z "Graj..." sprawił, że książkę przeczytałem jednym tchem. I w sercu narodziło się pragnienie... Pragnienie zagrania ciężkiego, deszczowego i zabójczego młotka, w którym na każdym kroku muszę baczyć na śmierć czającą się za plecami. I tutaj z pomocą przyszedł Marek, który po Zjavie był dość przybity i zastanawiał się nawet, czy by nie przestać mistrzować. Żeby go podnieść na duchu zaproponowałem mu spełnienie mojego marzenia o jesiennym WH i poprowadzeniu kampanii. Marek się zgodził i pozostało zebrać drużynę. Ja od siebie podrzuciłem Markowi pomysł na kampanię: jesteśmy chłopami, którzy dostali wezwanie do wojska. Idea prosta, ale dająca duże możliwości w rozwoju fabuły. Fabuła. Pierwsza sesja była wstępem, na którym można było poznać postacie i innych gracz, a także po raz ostatni uśmiechnąć się przed wyruszeniem z wioski. Cała sesja toczyła się wokół dożynkowego jarmarku, na który wyprawiała się nasza drużyna jako przedstawiciele małej wioski. Zaczęło się bardzo klimatycznie, za oknem padał deszcz, a my sobie wieczerzaliśmy rozważając jak to będzie na wojnie. Niepokój wzbudziły szczekające psy, które ujadały na tajemniczą postać przechadzającą się po polu. Mroczną postać, która zniknęła, gdy próbowaliśmy się jej przyjrzeć. Przemoknięci zdecydowaliśmy nie opuszczać domostwa i wspólnie przeczekać do rana. Następnego dnia od samego rana pogoda była piękna, więc wszyscy zapomnieli o wydarzeniach z poprzedniej nocy i pospiesznie wyprawiliśmy się na festyn, na którym zostaliśmy do końca pierwszej sesji. Nie wspomniałem o tym, że graliśmy online. Mimo to Markowi świetnie udało się uzyskać klimat, bo co chwila podrzucał nam linki backgroundowej muzyczki i dźwięków. Świetna sprawa. Nie było też walki, ale same konkurencje (patroszenie ryb, gotowanie, rzeźbienie, strzelanie do celu i przeciąganie liny) przygotowane w formie swoistych QTE na rzuty kostkami zapewniły dużo funu. Sesja naprawdę dobrze się udała, a gracze nieźle się dogadali, więc planowana krótka kampania pewnie rozwinie się w dłuższą grę na co szczerze liczę. Zaraz zaczyna się kolejna sesja, więc ja kończę. Do przeczytania! ;)
2 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Jestem Kosmit i witam Cię na moim blogu poświęconym konwentom, planszówkom i grom fabularnym, a w szczególności systemowi Earthdawn.
Wpadnij do PrzyczółkaNapisz do mnie:Polub na FB:Zobacz:Kategorie:
All
Archiwum
May 2018
Kosmitpaczy by Michał Kosmit Kosmala is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License. |